Witam serdecznie,
jestem tutaj ponieważ dzisiaj zrobiłam sobie małą retrospektywę filmową i oglądnęłam "Człowieka z marmuru". Bardzo lubię ten film i raz-po-raz do niego wracam. Po oglądnięciu filmu przypomniałam sobie, że gdzieś słyszałam o Pani stronie i postanowiłam ją znaleźć...
I jakież miłe zaskoczenie, stronka bardzo konkretna i to co lubię najbardziej, rzetelna w treści. Chyba będę tu częstym gościem. Pozdrawiam wszystkich "uzależnionych od sieci" i tego forum i przechodze do meritum.
Kończę urlop i już za 4 dni wracam do pracy. Im bliżej, tym gorzej. W takich momentach przypominają mi się poranki z dzieciństwa, kiedy trzeba było iść do przedszkola (a było to dość dawno, w czasach "świetlistego PRL" - przepraszam za wyrazy). Codziennie moją małą duszyczkę rozdzierała rozpacz, konieczność rozstania z ukochaną Mamą. Mówi się, że takie maluchy nie pamiętaja nic dzieciństwa. Bzdura. Takie skrawki "żywota naszego", pełne strachu lub szczęścia trafiają rykoszetem do nas w najdziwniejszych momentach naszego życia. I to jest właśnie taki moment krytyczny. W wersji mini, ale zawsze.
Jak nie doznać szoku w poniedziałek.
Jak nie dopuścić, aby wszystko znowu zwaliło się na głowę.
Asertywność i samozaparcie? Eeee, chyba nie wystarczy.
Może trochę wyolbrzymiam? Ale zderzenie tych dwóch światów, wolności i życia z terminarzem w ręku, może być bolesne. Wakacje, słońce, nocne pogaduchy z przyjaciółmi i późne wstawanie... a tu Bęć...6:00 trzeba wstać i do pracy, do pracy, do pracy.
Co zrobić, żeby zamortyzować to uderzenie. Powtarzać jak mantrę "cieszę się że mam pracę i zarabiam, zima szybko minie i znów wakacje, słońce"?
Może forumowicze podzielą się swoimi sposobami na radzenie sobie z tym problemem? Czekam z niecierpliwością (pkt krytyczny coraz bliżej) i pozdrawiam serdecznie.