Dziewięć lat temu moja redakcja dysponowała jedynie abonamentem na korzystanie z serwisu informacji Polskiej Agencji Prasowej. Dostępu do Internetu nie było, a cały background z kraju i ze świata zgromadzony był na czwartym piętrze w archiwum pani Jadzi. Dziesiątki regałów, szuflad, teczek opisanych hasłami, w których znajdowały się wycinki prasowe na dany temat. Dziennikarze rozpoczynali dzień pracy nie od kawy i włączenia komputera, a od przeglądu manualanego prasy ogólnopolskiej i regionalnej, słuchania radia oraz telewizyjnych serwisów informacyjnych. Na porządku dziennym był kontakt z oficerami dyżurnymi policji, straży pożarnej, itp. Żeby artykuł został opublikowany dziennikarz musiał mieć przynajmniej dwa źródła informacji, przynajmniej jedną wypowiedź z imienia i z nazwiaska, tudzież stanowiska, zawartą w swoim materiale, a w przypadku wywiadów - bezwzględnie - autoryzację. To była podstawa publikacji. Nikogo to nie dziwiło, nikt się nie "burzył" z tego powodu. Liczyły się przede wszystkim rzetelność i odpowiedzialność za słowo. Dziś te proporcje są delikatnie mówiąc zachwiane. Liczy się szybkość zamieszczenia informacji, która niekoniecznie idzie w parze z rzetelnością. Z własnego doświadczenia wiem, że w niektórych redakcjach wciąż są wyspecjalizaowane "komórki" od tzw. dynamizacji tekstów, dziennikarz jest tylko od zbierania informacji. Niejednokrotnie najpierw się pisze, a później ewentualnie weryfikuje infeormację za pomocą sprostowania. Są też budżety na ewentualne procesy sądowe. To wszystko wkalkulowane jest w być albo nie być dzisiejszej gazety. Tylko często słowo "przepraszam" nie jest w stanie zadośćuczynić krzywdzie wyrządzonej komuś taką nie do końca rzetelną publikacją. Przykładów mamy mnóstwo tylko w ostatnim tygodniu. Żenujące jest to w jak zastraszającym tempie Polska staje się zaściankiem świata. Współczesne krucjaty polskich desydentów, choć bez krwawe, to przerażająco socjopatyczne i psychopatyczne... Oby nie sprowadziły nas na tory fanatyzmu. Czy wkrótce postawimy też przed sądem moralnym Chopina i Mickiewicza za to, że największe dzieła stworzyli poza granicami Polski? Zdecydowanie jesteśmy na niewłaściwym zakręcie, zakręcie za którym możemy drogo zapłacić za bezsensowne grzebanie w przeszłości. Jesteśmy chyba jenym z nieliczych narodów, który nie umie żyć tu i teraz w tradycji i patrzeć w przyszłość w oparciu o dziedzicwto swojej przeszłości.
Z pasją jesteśmy niezadowoleni, niespełnieni, nieszczęśliwi. Na barkach własnego nieszczęścia i wiecznego uciemiężenia próbujemy prześlizgnąć się w struktury międzynarodowe. A to się już nie sprzedaje. Na szczeście.