Pani Krystyno, kilka dni temu, a bylo to ciemna noca tak jak i teraz, po przeczytaniu Pani dziennika wyciagnelam listy od i do 'mojego Goethego' /smieje sie/. Troche sie ich uzbieralo. No nie, nie tysiace, tak ok. 150. Podzielone, przewiazane wstazkami, z roznych okresow naszego zycia, pisane przed i po slubie, czasem z b.odleglych miejsc. Wazne dla nas obojga, bo zadnego nie wyrzucilismy, a wyruszajac w swiat, nie mielismy watpliwosci, ze musimy je ze soba zabrac.
Poczatek korespondencji: Bylam po pierwszym roku studiow, pracowalam na koloniach letnich. On przyjechal z przyjacielem odwiedzic jego siostre - kolonijna higienistke. Pozniej zjawil sie jeszcze ze 2-3 razy. Pstrykal zdjecia. Nie zrobil na mnie piorunujacego wrazenia. "Miedzy nami nic nie bylo", niczego wtedy sobie nie powiedzielismy, poprosil tylko o adres, obiecal, ze przysle zdjecia. Pierwszy list. Czytam i usmiecham sie, bo wdzieczny:
"Marysiu! Na poczatku chcialbym Cie przeprosic, ze pisze na papierze w kratke, ale na czystym mam klopoty z zachowaniem poziomu i nie mam zadnego liniuszka. Tak wiec bedzie Ci latwiej czytac, a mnie pisac. Wlasnie minal kolejny dzien wspanialej praktyki, wroble znow zjadly mi polowe kwiatkow na balkonie, deszczyk sobie pada, przypalilem ziemniaki na patelni, sasiad z gory zalal mi lazienke, boli mnie glowa, ale ogolnie jest swietnie, tylko troche smutno. Wyobraz sobie, ze aparat stanal na wysokosci zadania i zdjecia wyszly calkiem przyzwoicie, tylko na koniec film mi sie urwal /w aparacie/ i nie ma kilku ostatnich klatek. Prosilas, zebym Ci je przyslal, co niniejszym czynie, z tym jednak, ze bedziesz otrzymywala po jednym, ewentualnie dwa w jednym liscie. Wowczas jezeli nie na listy, to przynajmniej na zdjecia bedziesz czekac z niecierpliwoscia, zwlaszcza ze wyszlas na nich swietnie, choc nie tak jaka jestes w rzeczywistosci."
Nie wiem jak i kiedy, ale Jego listy, ze zdjeciami i bez, staly sie dla mnie b.wazne i wyczekiwane. Czytalam je po kilka razy, wylawiajac coraz to nowe tresci. Wszystko ciagle bylo nie wprost, niedopowiedziane, ale juz przeczuwane, ukryte miedzy wierszami, za slowami... No i chciane.
Pozniej dosc czesto sie rozstawalismy: swieta, ferie, wakacje... I zawsze listy. Kilka miesiecy po slubie maz polecial do Australii. Nie widzielismy sie 9 miesiecy. Duzo listow. Potem kolejne dluzsze rozstania juz na obczyznie: ja w Auckland /NZ/, On kilka razy po 3-4 miesiace w Kazachstanie. Problemy z korespondencja. Nasze listy krazyly po swiecie, ale zawsze odnalazly adresata. Cyt.: "Twoj list przyszedl do KOCH-a po wyjezdzie Johna. Bill przefaksowal go do Orenburga, a stamtad John przywiozl go do Karauzek /piekna kazachska nazwa/ w sercu Kazachstanu. Teraz ja wracam do Rosji, a John za kilka dni bedzie w Moskwie i wysle fax tego listu z hotelu do Kansas, a Bill powinien go wyslac do Ciebie. Proste."
Niedawno, w lipcu, swietowalismy dwudziestolecie naszej wakacyjnej, korespondencyjnej znajomosci. Ciagle lubie z Nim gadac, smiac sie, milczec...
Czy dzisiaj mlodzi ludzie uprawiaja jeszcze tradycyjna milosna epistolografie? A czy w dobie komorek, SMS-ow, e-maili itp. maja na to szanse? "Tylko milosc wariatka ta sama."
Pani Krystyno, zamiast pocieszenia duzo cieplych mysli o/dla Pani. Serdecznosci. M.